Latest Posts

Zupa z fasolki mung i szpinaku

Nie wiem, jak Wy, ale ja marzę, żeby już znów było ciepło 🙂 Na szczęście marzenia te powoli zaczynają się spełniać, ponieważ zima właśnie się skończyła i jest to naprawdę wspaniała wiadomość 🙂 Pewnie się zastanawiacie, co ja tu wymyślam, za oknem wciąż biało, temperatury w nocy poniżej zera, a do tego przychodzą alerty, że można spodziewać się śnieżnych zamieci – gdzie więc ten koniec zimy? Osoby, które czytają mojego bloga już od jakiegoś czasu, z pewnością pamiętają, że sezony energetyczne (wiosna, lato, jesień, zima) nie pokrywają się ze znanymi nam porami roku. Energetyczna zima skończyła się w tym roku 25 stycznia, tak więc od dwóch dni jesteśmy już w okresie pomiędzy sezonami, który dawni Chińczycy nazywali dojo (więcej informacji na ten temat znajdziecie w tym miejscu). Dojo będzie trwało do 11 lutego. I chociaż mróz może jeszcze wrócić, nie będzie to już dla nas takie obciążające, nastąpiła duża zmiana na poziomie energetycznym i chętniej będziemy teraz wychodzić z domu i uczestniczyć w różnych zajęciach. Zimno nie będzie nam już tak bardzo przeszkadzać 🙂 Zmiany na zewnątrz oznaczają też, że zmieniają się nasze potrzeby żywieniowe. W okresie dojo powinniśmy jeść więcej potraw o smaku słodkim, takich, jak: kasza jaglana, kasza kukurydziana, ziemniaki, marchewka, dynia, cukinia, kapusta, figi, suszone daktyle, nerkowce, a także… fasolka mung oraz… szpinak (baby). Jeśli znacie chociaż trochę Tradycyjną Medycynę Chińską i czytacie książki o tej tematyce, z pewnością zauważyliście, że klasyfikacja produktów spożywczych różni się w zależności od autora, a tak naprawdę w zależności od przekazu (istnieje ponad 60 różnych przekazów TMC). Różnice czasami są znaczne – dotyczy to też szpinaku, który zazwyczaj przynależy do Przemiany Drewna, co oznacza, że ma smak kwaśny, ale w innych opracowaniach bywa przypisany do Przemiany Ziemi, a to znaczy, że ma smak słodki. Szpinak z pola czy też ogródka warzywnego faktycznie ma smak kwaśny, niemniej młody szpinak, tzw. baby, nie jest kwaśny w smaku, dlatego śmiało możemy go jeść w czasie dojo. Podobnie sytuacja wygląda z fasolką. Chociaż generalnie strączki wzmacniają Nerki oraz Pęcherz, i z tego względu przynależą do Przemiany Wody, to jednak ich smak nie jest słony, tylko lekko słodki, więc równocześnie działają one wzmacniająco na narządy Przemiany Ziemi, czyli Żołądek, Trzustkę, Śledzionę (zgodnie z TMC pełni ona inne funkcje w organizmie niż przypisuje się jej w medycynie zachodniej).

Zupa, którą dziś dla Was przygotowałam, jest prosta w wykonaniu i wyjątkowo smaczna. To zasługa fasolki mung, którą mogłabym jeść na okrągło 🙂 Fasolka ta, podobnie jak szpinak, ma właściwości ochładzające oraz nawilżające i jest bardzo odżywcza. Oba główne składniki zupy to must have dla osób 40+, jednak nie należy ich nadużywać, nie powinno się takich nawilżających i chłodzących produktów jeść codziennie, zwłaszcza na śniadanie. Zapomnijcie o śniadaniowym smoothie na bazie szpinaku, jeśli już, to tylko okazjonalnie i najlepiej latem 🙂 Podstawowa zasada jest taka, że produkty ochładzające powinniśmy spożywać na kolację, wtedy będzie to zgodne z energetycznym cyklem dziennym i będzie wspierające dla naszego organizmu 🙂 Powiniśmy też unikać jedzenia produktów ochładzających zimą, zwłaszcza kiedy jest mróz. Nie chodzi o to, że w ogóle nie jemy zimą fasolki mung czy szpinaku, chodzi tylko o to, żeby nie jeść tego typu produktów codziennie, a kiedy już przygotujemy jakąś potrawę składającą się z ochładzających produktów, powinniśmy ją zrównoważyć rozgrzewającymi przyprawami takimi, jak imbir, chili, anyż gwiazdkowaty, ziele angielskie, itp. Eksperymentujcie, sprawdzajcie, z czym dobrze się czujecie 🙂

Zupa z fasolki mung i szpinaku

Rodzaj posiłku: zupa
Podajemy: z cukinią, szpinakiem, zieloną pietruszką, ewen. ze śmietanką
Wegetariański: tak
Wegański: tak
Bezglutenowy: tak
Medycyna naturalna: składniki zupy wzmacniają Serce,  Żołądek oraz Wątrobę
Ilość porcji:  2 -3
Składniki: fasolka mung, szpinak, cebula, oregano, liść laurowy, kolendra, sól i pieprz do smaku, olej do smażenia
Przyrządy kuchenne: szklany pojemnik z pokrywką do namaczania fasolki, sito, garnek, blender

Składniki

200 g fasolki mung
1 duży liść laurowy
1 średnia cebula, grubo pokrojona
1 łyżka oregano
1 łyżka zmielonej kolendry
100 g szpinaku baby
szczypta soli
2 łyżki oleju do smażenia
250 ml mleka kokosowego lub migdałowego/sojowego
250 ml wywaru warzywnego lub wody
1 mała cukinia
1 łyżeczka posiekanej zielonej pietruszki
ewent. 1 łyżeczka posiekanej mięty
sól i pieprz do smaku

olej z pestek słonecznika tłoczony na zimno – po 1 łyżeczce/łyżce na porcję
ewent. śmietanka kokosowa

Przygotowanie

  1. Wieczorem wrzucamy opłukaną fasolkę do szklanego pojemnika z pokrywką i wlewamy 3 szklanki zimnej wody. Zostawiamy na noc do namoczenia.
  2. Rano odsączamy namoczoną fasolkę na sicie, a następnie przekładamy do garnka i wlewamy świeżą wodę, taką ilość, żeby lustro wody znajdowało się około 2 cm powyżej fasolki. Dodajemy liść laurowy. Gotujemy od 20 do 40 minut, w zależności od fasolki. Jeśli ziarna są stare, zazwyczaj potrzeba więcej czasu, żeby się ugotowały. Najlepiej sprawdzić po 20 minutach, co się dzieje, i jeśli fasolka nie jest jeszcze gotowa, sprawdzić za 5 minut, itd. Ważne, żeby ziarna były w całości po ugotowaniu, zupa będzie smaczniejsza.
  3. Zestawiamy z ognia, wyjmujemy liść laurowy i zostawiamy do ostudzenia.
  4. W międzyczasie rozgrzewamy olej na patelni, wrzucamy cebulę i podsmażamy – mieszając – przez około dwie minuty, dodajemy oregano, kolendrę, szczyptę soli i szpinak, krótko podsmażamy, a następnie wlewamy kilka łyżek wody i pod przykryciem, na małym ogniu, dusimy przez 5 minut. Odstawiamy na bok.
  5. Do pojemnika blendera wrzucamy fasolkę mung, razem z płynem, jeśli pozostał, następnie dodajemy szpinak usmażony z cebulką, wlewamy mleko roślinne oraz 125 ml wywaru (lub wody) i miksujemy. Jeśli składniki są zbyt suche i blender nie chce działać, dodajemy pozostałą iość wywaru. Można dodać jeszcze więcej płynów (więcej wywaru lub ewentualnie mleka) w zależności od tego, jaką konsystencję zupy chcemy uzyskać. Ja lubię gęstą, kremową, dlatego proponuję takie proporcje. Tu dużo też zależy od jakości fasolki, dlatego może trzeba będzie te proporcje trochę się zmienić, ale jeśli te różnice nie będą duże, nie powinno to wpłynąć na smak zupy 🙂 Na koniec doprawiamy solą i pieprzem.
  6. Podajemy z cukinią pociętą w cienkie paski (lub utartą na makaron), do tego można dodać zblanszowany szpinak, a także posiekaną zieloną pietruszkę i ewent. miętę. Na koniec polewamy olejem z pestek słonecznika, można też dodać trochę śmietanki kokosowej na wierzch. Mniam! Mniam! Prawdziwe pyszności 🙂

Love,

                      Grainma 🙂

………………………
Opracowanie przepisu – pomysł i wykonanie: Mariola Białołęcka
Zdjęcia potrawy: Mariola Białołęcka, Copyright © by Mariola Białołęcka
II All rights reserved

Bezglutenowe ciasto z jabłkami i ciepłymi lodami

Dzisiejsze ciasto naprawdę się udało 🙂 a dodatek ciepłych lodów przemienia ten prosty w gruncie rzeczy placek w królewski rarytas 🙂 Pamiętacie jeszcze z dzieciństwa ciepłe lody w wafelku? Jeden z moich ulubionych deserów, kiedy byłam dzieckiem, nie tylko zimą. Lepka puszysta słodycz, którą można było jeść bez obawy, że na drugi dzień będzie bolało gardło. Lody te przygotowuje się podobnie jak bezę – na bazie białek i cukru, który jest tu niezbędny, żeby masa się nie rozpadła. Wiem, że taki przepis to teraz płynięcie pod prąd wartkiego górskiego strumienia, ponieważ ostatnio świat zalewa fala produktów bezcukrowych i pewnie narażę się na Waszą krytykę i pomyślicie, że nie idę z duchem czasu, ale to nie tak 🙂 Mój nauczyciel medytacji, Lama Ole, zawsze powtarza, że ciało idzie za umysłem. Co to tak naprawdę znaczy? Chociaż od lat kupuję zdrową żywność – jeździłam do gospodarstwa ekologicznego jeszcze wtedy, kiedy niewiele osób w Polsce doceniało wartość takiego jedzenia – to uważam, że nasze zdrowie i dobre samopoczucie zależy przede wszystkim od relacji z innymi ludźmi. Nieważne, czy jesteś bogaty, czy biedny, nieważne nawet, jaką pracę wykonujesz, ale jeśli w pracy lub w domu spotykasz się z nieustanną krytyką, która w rzeczywistości jest jedną z form przemocy, podobnie jak brak zrozumienia Ciebie i Twojej sytuacji przez najbliższe Ci osoby, a także ciągłe nie uznawanie Twoich racji, to Twój umysł zostanie po pewnym czasie rozmontowany i przestaniesz tworzyć jedną całość. Wtedy to już nie będzie miało dużego znaczenia, czy kupisz miód z ekologicznie czystych rejonów Alaski, czy też pójdziesz do sieciówki i kupisz przetworzoną żywność w słoiku. Jeśli pod wpływem trudnych doświadczeń umysł oddziela się od ciała (a tak się wtedy dzieje zgodnie z Medycyną Wschodu), to pojawiają się choroby, dla których jedynym lekarstwem jest ponowna integracja 🙂 Naprawdę nie powinniśmy pozostawać w takich skomplikowanych sytuacjach, trzeba dać sobie szansę na dobre doświadczenia. A kiedy jesteśmy zintegrowaną całością, kiedy jesteśmy silni i mamy oparcie w najbliższych i najważniejszych dla nas relacjach, to nasze zdrowie nie jest już tak bardzo zależne od tego, jak zdrowa jest żywność, którą spożywamy 🙂 Oczywiście, zarówno nasze ciało, jak i umysł lepiej funkcjonują, jeśli jemy wartościowe pod względem odżywczym produkty, trudno to zanegować i nie zamierzam, chcę tylko powiedzieć, że najpierw powinniśmy zadbać o inne, ważniejsze dla naszego zdrowia sfery życia 🙂

Jak to się ma do cukru? Słodkie potrawy, także te zawierające cukier, odprężają, są też ważnym elementem naszego socjalizowania się. Jeśli spożywamy je rzadko i w umiarkowany sposób, a równocześnie mamy dobre pod względem emocjonalnym życie, nie stanowią one zagrożenia dla naszego zdrowia. Kilka lat temu rozmawiałam na temat zdrowego odżywiania się z jedną z ważnych nauczycielek medytacji Zen, mieszkającą i nauczającą w Gdańsku. Powiedziała coś bardzo interesującego i bliskiego temu, co mówi Lama Ole. Okazało się, że jeden z mistrzów Zen odżywiał się głównie cukrem i dożył w pełnym zdrowiu prawie 100 lat 🙂 Był mistrzem medytacji, a także w pełni zintegrowaną osobą. Warto czasami spojrzeć na rzeczy inaczej 🙂

Dodam jeszcze, że może nieprzypadkowo poruszyłam w tym wpisie wszystkie powyższe kwestie, dotyczące przemocy, związków i rodziny – nie planowałam tego wcześniej. Prawdopodobnie chodzi tu o oddziaływanie dzisiejszej Pełni w Raku, znaku, który odpowiada za wszelkie kwestie związane z rodziną. Jest to równocześnie pierwsza Pełnia w tym roku, a więc jej wpływ będzie odczuwalny przez cały rok. Nazwałam ją Pełnią Dakiń, ponieważ zarówno Słońce, jak i Księżyc są w dniu dzisiejszym w kontakcie z Plutonem, planetą symbolizującą wielką moc, ale niestety też i przemoc. Dakinie to właśnie kobiety mocy. Potrafią zadbać o siebie i swoje sprawy, biorą życie w swoje ręce, nie czekając na cud. Bierzmy z nich przykład, zwłaszcza dziś, podczas Pełni w Raku, wybierajmy szczęście i same pozytywne doświadczenia w życiu, i trzymajmy się tego przez cały ten rok 🙂

Bezglutenowe ciasto z jabłkami i ciepłymi lodami

Rodzaj posiłku: ciasto, deser
Podajemy z: ciepłymi lodami, w moim wydaniu wegańskimi, ewentualnie można podać z ubita śmietanką kokosową lub inną
Wegetariański: tak
Wegański: częściowo – ciasto nie, lody tak
Bezglutenowy: tak
Medycyna naturalna: maka jaglana wzmacnia Nerki, jabłka wzmacniają wiele organów: Serce, Płuca, Jelita, Żołądek, wzmacniają też energię oraz odprężają – są wspaniałym lekarstwem dla kobiet 40+
Ilość porcji: kilkanaście
Składniki: mąka jaglana, mąka z brązowego ryżu, masło, mleko sojowe, cukier, jajka, proszek do pieczenia, olejek waniliowy do ciasta, olejek z brazylijskich pomarańczy do ciasta, otarta skórka z pomarańczy
Przyrządy kuchenne: naczynie żaroodporne do zapiekania – ok. 35 x 25 cm, robot kuchenny lub ręczny mikser do ubijania

Składniki

300 g mąki jaglanej
50 g mąki z brązowego ryżu
110 g drobnego cukru
1 lekko czubata łyżka proszku do pieczenia
110 g masła
3 świeże, ekologiczne jajka
500 ml mleka sojowego (niesłodzonego)
1 łyżka olejku do ciasta z brazylijskich pomarańczy
1 łyżeczka olejku do ciasta waniliowego
otarta skórka z jednej pomarańczy
6 jabłek – ok. 1 kg, obranych i pokrojonych w cząstki o grubości ok. 7 mm
2 łyżki cukru trzcinowego
2 łyżki syropu klonowego
2 łyżki oleju
1/2 łyżeczki cynamonu

szklane naczynie do zapiekania, ok. 34 x 25 cm
masło lub inny tłuszcz do wysmarowania formy
mąka do wysypania formy

Osobno

3/4 szklanki o pojemności 250 ml wody z ciecierzycy
1/2 szklanki o pojemności 250 ml białego cukru lub innego
1/2 łyżeczki cynamonu

Przygotowanie

  1. W dużej misce łączę mąkę jaglaną z mąką z brązowego ryżu, cukrem oraz proszkiem do pieczenia.
  2. Rozpuszczam masło w kąpieli wodnej, odstawiam na bok.
  3. Nagrzewam piekarnik do 190°C z włączonym termoobiegiem (z grzałką tylną).
  4. Żółtka oddzielam od białek i wrzucam do osobnych większych misek. Do miski z żółtkami wlewam mleko sojowe, rozpuszczone masło, olejki do ciasta oraz otartą skórkę z pomarańczy. Ubijam przez chwilę ręcznym robotem kuchennym (mikserem) i dodaję do suchych składników. Mieszam, a następnie przez chwilę ubijam, żeby nie pozostały żadne grudki.
  5. Cząstki jabłek wkładam do osobnej miski i łączę z cukrem, olejem, syropem klonowym oraz cynamonem w taki sposób, żeby składniki te dobrze pokryły kawałki jabłek.
  6. Osobno ubijam pianę z białek na sztywno, a następnie dodaję do połączonych wcześniej składników ciasta. Staram się ostrożnie łączyć pianę z masą, tak jak przygotowuje się biszkopt, zagarniajac kilkakrotnie od spodu. Chodzi o to, żeby piana nie zniknęła całkowicie w cieście.
  7. Przekładam do szklanej formy wysmarowanej masłem i wysypanej mąką. Na wierzchu układam pierwszą warstwę jabłek, tak żeby dokładnie pokryły powierzchnię ciasta. Drugą warstwę nakładam już luźniej. Piekę przez 35 – 40 minut lub do momentu, aż patyczek włożony w środek ciasta pozostanie suchy.
  8. W międzyczasie przygotowuję ciepłe lody. Do miski wlewam wodę z ciecierzycy (aquafabę) i zaczynam ją ubijać na sztywno – będzie gotowa, kiedy na końcówkach do ubijania pojawi się mały stożek piany, gdy już je wyjmiemy z miski. Wtedy zaczynam dodawać partiami cukier, przez cały czas ubijając. Na koniec wrzucam cynamon i jeszcze przez chwilę ubijam, żeby wszystkie składniki dobrze się połączyły.
  9. Ciasto wyjmuję z piekarnika od razu po upieczeniu i pozostawiam w formie do wystudzenia. Podaję z ciepłymi lodami. Jest przepyszne! Polecam 🙂

Uwagi

  1. Przygotowywałam to ciasto wielokrotnie, za każdym razem z pozytywnym rezultatem. To ciasto zawsze się udaje 🙂  Niemniej warto pamiętać, że jeśli chcemy mieć pyszne, puszyste ciasto, ważna jest jakość składników. Im wyższa, tym lepsze ciasto. Jeśli użyjesz świeżych jajek ekologicznych, świeżego masła od ekorolnika, a do tego dasz mąkę organic, różnica w jakości ciasta będzie wyraźna 🙂

Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku!

With love,

                                 Grainma

………………………
Opracowanie przepisu – pomysł i wykonanie: Mariola Białołęcka
Zdjęcia potrawy: Mariola Białołęcka, Copyright © by Mariola Białołęcka
II All rights reserved

Jaglanka przynosząca szczęście

Od dziś na blogu nowe rzeczy, będziemy patrzeć nie tylko na to, co dzieje się na Ziemi, ale też od czasu do czasu spojrzymy w górę 🙂 Astrologią zajmuję się profesjonalnie od wielu lat, doradzając klientom w różnych życiowych sprawach, patrzę też na kwestie zdrowotne, udzielając między innymi wskazówek na temat wspierających zdrowie esencji roślinnych oraz kamieni naturalnych. I chociaż porady te są dostosowane do każdej osoby indywidualnie, to jednak istnieją też ogólne wskazówki, z których wszyscy możemy skorzystać 🙂 Ktoś mógłby zapytać, co wspólnego ma astrologia z jedzeniem – z blogiem kulinarnym? Okazuje się, że całkiem sporo, ponieważ odpowiednie jedzenie może nam na przykład pomóc zmniejszyć wpływ niekorzystnych astrologicznych zdarzeń 🙂 Ostatnio wszyscy doświadczamy takiego wływu za sprawą planety Wenus, która 19 grudnia weszła w tzw. pozorny ruch wsteczny, inaczej mówiąc – weszła w retrogradację. Możemy powiedzieć, że  Wenus jest teraz osłabiona i jej wpływ nie jest tak korzystny, jak zawsze. Wenus podobnie jak Jowisz przynosi nam szczęście, radość, miłość i wszystkie te rzeczy, które są po prostu ładne, dobre, przyjemne, także luksusowe 🙂 Kiedy Wenus się „cofa”, wszystkie te dobre rzeczy też są w odwrocie, oczywiście u każdego z nas działa to trochę inaczej, wszystko zależy od indywidualnego horoskopu, ale ogólnie możemy teraz wszyscy doświadczać – w mniejszym lub większym stopniu – pewnych ograniczeń w powyższych kwestiach. Nie jest to dobry czas na śluby, nowe związki czy zakładanie nowej rodziny.  Teraz warto się skupić na już istniejącym związku, na tym, co wymaga naprawy. Zauważyłam, że tak się właśnie dzieje, kiedy doświadczamy Wenus w retrogradacji, że wszyscy zaczynamy nagle pracować nad związkami – rodzinnymi, osobistymi, biznesowymi – najwyraźniej wisi to gdzieś w powietrzu 🙂 Podczas takiego położenia Wenus często spotykamy ponownie osoby, które były dla nas ważne w przeszłości, możemy nawet spotkać przypadkiem na ulicy dawną miłość i zacząć się zastanawiać nad naszymi życiowymi wyborami 🙂

Wenus pozostanie w ruchu wstecznym do 29 stycznia 2022, ale ostatecznie faza zamknie się 2 marca 2022, kiedy Wenus wyjdzie z tzw. cienia. Do tego czasu warto pozałatwiać stare sprawy, nie zaczynać nowych. Mniej istotne rzeczy można zacząć już po 29 stycznia 2022.

Jak sobie radzić z retrogradacją Wenus?

Jak to przeżyć i pozostać w równowadze? Przede wszystkim nie płynąć pod prąd, skupić się na sobie i swoich sprawach, pozałatwiać to, co  ciążyło nam już od jakiegoś czasu.  Może trzeba z kimś porozmawiać i coś wyjaśnić, może trzeba komuś oddać pożyczoną książkę, a może trzeba po prostu spokojnie gdzieś usiąść i przemyśleć sobie, co jest dla nas ważne w związkach. Może okaże się, że jakiś związek dawno się już skończył, a my utrzymujemy go siłą rozpędu lub tylko dlatego, że boimy się zostać sami. Retrogradacja Wenus pomoże nam to wszystko oczyścić 🙂 Teraz nie powinno się robić dużych zakupów, nie jest to też dobry czas na zakup luksusowych, drogich przedmiotów, ponieważ możemy kupić produkt wadliwy lub z jakiegoś powodu nie będziemy z zakupu zadowoleni.

Podczas retrogradacji Wenus ważne jest, jak się odżywiamy. Według astrologii Wenus jest związana między innymi z różami, hibiskusem, truskawkami, malinami, mucuną czy też porzeczkami. Podlega jej też olejek ylang ylang, a w świecie kamieni kwarc różowy. Wszystkie wymienione tu rośliny, a także kwarc, mają w sobie cząstkę Wenus i podobnie jak ona przynoszą nam pozytywne doświadczenia – są to realne wpływy na poziomie energii. Oznacza to, że jedząc np. truskawki lub maliny, popijając herbatkę z hibiskusa lub trzymając w nocy pod poduszką kwarc różowy, wzmacniamy te obszary naszego życia, które mają związek z przyjemnością, radością, miłością, dobrostanem, luksusem i pięknem. Kiedy rano będziemy regularnie dodawać te produkty roślinne (róża, truskawki, porzeczki, także maliny, hibiscus lub mucuna), niekoniecznie wszystkie naraz 🙂 do naszej śniadaniowej jaglanki, owsianki czy też jęczmienki, to nie tylko wzrośnie w domu poziom szczęścia, ale też poprawi się nasza uroda 🙂 Poza tym dzięki takiej potrawie uzupełnimy tę brakującą radosną energię, której może nam teraz brakować z powodu ruchu wstecznego Wenus 🙂 Nie wymieniam tu wszystkich roślin, które mają związek z Wenus, ale myślę, że na razie jest w czym wybierać, żeby stworzyć własne kombinacje i nie jeść codziennie tego samego 🙂

Moja wersja jaglanki przynoszącej szczęście i pomagającej przetrwać retrogradację Wenus zawiera różę damasceńską, czarne porzeczki, czarne leśne jagody, krem kokosowy i nasiona chia. Wspaniały smak i konsystencja, już czuję jak poziom szczęścia rośnie wszędzie wokół 🙂 Zapraszam!

Jaglanka przynosząca szczęście

Rodzaj posiłku: potrawa śniadaniowa, deser
Podajemy z: utartym kokosem (tzw. creamed coconut) i z proszkiem z czarnej porzeczki, polaną syropem z agawy, najlepiej ciemnym, ewentualnie można polać roztopioną czekoladą
Wegetariański: tak
Wegański: tak
Bezglutenowy: tak
Medycyna naturalna: róża wzmacnia wiele organów: Serce, Wątrobę, Woreczek żółciowy oraz kobiece narządy rozrodcze; inne składniki wzmacniają Płuca oraz Nerki
Ilość porcji: 3 – 4
Składniki: kasza jaglana, nasiona chia, suszone czarne porzeczki, suszone czarne leśne jagody, utarty kokos (krem kokosowy), mleko sojowe, lucuma, suszone płatki róży damasceńskiej, sól himalajska, szczypta cynamonu
Przyrządy kuchenne: garnek do gotowania jaglanki, malakser lub ręczny mikser

 

Składniki

200 g kaszy jaglanej
1 łyżka nasion chia
2 czubate łyżki rozdrobionych suszonych płatków róży damasceńskiej
2 czubate łyżki suszonych czarnych porzeczek
1 czubata łyżka suszonych czarnych jagód
1 łyżka lucumy w proszku
1/2 łyżeczki cynamonu (opcja)
500 ml mleka sojowego niesłodzonego
500 ml wody
szczypta różowej soli himalajskiej
3 czubate łyżki drobno utartego kokosa (kremu kokosowego – creamed coconut)

Osobno jako dodatek

krem kokosowy
czarne porzeczki zmielone na proszek
płatki róży – świeże lub suszone
czarny sezam

 

Przygotowanie

  1. Do garnka wrzucamy kaszę jaglaną, nasiona chia, płatki róży damasceńskiej, czarne porzeczki, czarne jagody, lucumę, cynamon (opcja), wlewamy część – 250 ml – mleka sojowego oraz 500 ml wody, dodajemy sól himalajską.
  2. Doprowadzamy kaszę wraz z pozostałymi składnikami do wrzenia na dużym ogniu, a następnie gotujemy na małym ogniu przez 20 minut pod przykryciem. Trzeba pilnować, żeby kasza nie wykipiała, zwłaszcza w początkowej fazie gotowania. Jeśli kasza stanie się zbyt gęsta, można dodać trochę wody.
  3. Jeszcze gorącą przekładamy do pojemnika malaksera, wrzucamy krem kokosowy, wlewamy 250 ml mleka sojowego i miksujemy do uzyskania jednolitej gładkiej konsystencji. Można ewentualnie użyć ręcznego blendera. Ważne, żeby miksować gorącą kaszę, kiedy wystygnie, nie można już uzyskać kremowej konsystencji – to jedno z moich odkryć, kiedy pracowałam nad książką „Zaskakująca kasza & ryż” 🙂
  4. Zmiksowaną kaszę nakładamy do miseczek i posypujemy po wierzchu zmielonymi na proszek czarnymi porzeczkami. Na to kładziemy małe kawałki kremu kokosowego, płatki róż oraz czarny sezam (wzmacnia nerki). W sezonie możemy dodać truskawki lub maliny. Jeśli jaglanka jest dla Was za mało słodka, można polać syropem z agawy lub klonowym.

Jest wspaniała!

                  With love,

                                Grainma

P.S. Osoby zainteresowane indywidualnym horoskopem zapraszam do kontaktu. Można skorzystać z formularza na stronie „kontakt”.

………………………
Opracowanie przepisu – pomysł i wykonanie: Mariola Białołęcka
Zdjęcia potrawy: Mariola Białołęcka, Copyright © by Mariola Białołęcka
II All rights reserved

Chrzan z kapusty

Zestawienie zaskakujące, to fakt 🙂 I chociaż nie jest to chrzan, kiedy postawicie tę potrawę na stole obok chrzanu, nie da się ich odróżnić. Pyszności te przygotowuję w domu już od kilku lat. Moi domownicy często pytają: „Kiedy znów zrobisz chrzan z kapusty?” 🙂 Jeśli chodzi o prawdziwy chrzan, nie przepadam za nim, jest dla mnie za ostry. Zgodnie z TMC (Tradycyjną Medycyną Chińską) chrzan jest nie tylko ostry w smaku, ale jest też „gorący”, mówimy tu oczywiście o tzw. naturze termicznej tego produktu. Oznacza to, że chrzan przyspiesza metabolizm, ale też – uwaga! – rozszerza pory, otwierając nasze ciało na wpływ czynników zewnętrznych. Wiem, brzmi to trochę skomplikowanie 🙂 Niemniej chodzi tu o prostą rzecz, o to, jak zachowuje się nasze ciało po spożyciu różnych rodzajów żywności – jakie procesy fizjologiczne temu towarzyszą? Żywność gorąca i ostra z natury, taka jak czosnek, ostre chili czy suszony imbir, bardzo nas rozgrzewa, powodując wzrost ciśnienia krwi i równocześnie wspierając proces otwierania się porów skóry, żeby nadmiar gorąca został z ciała usunięty. Pewnie znacie „parówkę”, prosty zabieg kosmetyczny, w którym wykorzystuje się parę pochodzącą z gorącej wody, żeby rozszerzyć pory i oczyścić w ten sposób skórę? Tutaj odbywa się to na podobnej zasadzie, tylko od wewnątrz 🙂 Tę właściwość pożywienia wykorzystują na przykład Hindusi, którzy właśnie w ten sposób pozbywają się nadmiaru gorąca z ciała. W ich przypadku pochodzi ono głównie z wysokich temperatur zewnętrznych. Typowego hinduskiego jedzenia nie da się zjeść, jeśli ktoś nie jest Hindusem, jest naprawdę zabójczo ostre, dlatego w restauracjach w Indiach można poprosić o wersję potrawy dla ludzi z Zachodu, która zawiera zdecydowanie mniej chili, imbiru i tym podobnych przypraw 🙂 Dlaczego o tym piszę? O ile w Indiach, w ich gorącym klimacie, ten rodzaj regulacji temperatury ciała jest niezbędny do przeżycia, to na Północy stanowi on niestety duże zagrożenie dla zdrowia i życia. Kiedy wybierzemy się w zimie na przykład do restauracji meksykańskiej i zjemy obfity posiłek pełen ostrych przypraw, z pewnością wyjdziemy z tego miejsca przyjemnie rozgrzani i zadowoleni, i być może nawet zdecydujemy się na krótki spacer, żeby się trochę ochłodzić, ale niestety ten spacer to nie jest najlepszy pomysł. Pod wpływem ostrego chili, ostrej papryki, suszonego imbiru oraz czosnku – przypraw charakterystycznych dla kuchni meksykańskiej – otworzą się pory ciała, żeby organizm mogł się pozbyć nadmiaru gorąca wywołanego tego typu jedzeniem. I z pozoru wygląda to na idealną sytuację, ale niestety jest zima i minusowe temperatury. Otwarte pory są jak otwarte przez cały czas drzwi do domu, przez które ktoś wychodzi, a ktoś inny wchodzi. Wychodzi gorąco, wchodzi zimno, a wraz z nim mogą wejść różne patogeny. Nie jesteśmy wtedy chronieni.

Kiedy więc zapraszamy gości w Święta, przygotujmy bezpieczne jedzenie, z mniejszą ilością czosnku, imbiru, chili, pieprzu, ostrej papryki, a także chrzanu! My zostaniemy w domu po Wigilii, a nasi goście mogą się przecież wybrać na Pasterkę lub iść do domu pieszo. Pomyślcie o tym, zadbajcie o zdrowie najbliższych 🙂

Jednym z rozwiązań jest przygotowanie właśnie takiego zastępczego chrzanu, który jest przepyszny i pasuje do wielu produktów. Wzmacnia smak potraw warzywnych – różnych past, pasztetów, zapiekanek – świetnie komponuje się też jako dodatek do  potraw przygotowanych ze strączków. Pasuje wszędzie i do wszystkiego, także do jajek, serów, a nawet do mięsa i ryb, jeśli te produkty pojawią się na Waszym stole w Święta ze względu na rodzinę.

Zachęcam do wypróbowania chrzanu z kapusty – jest uzależniający i do tego bardzo zdrowy, bo w jego skład wchodzi kiszona kapusta, do której nikogo chyba nie trzeba przekonywać? 🙂

CHRZAN Z KAPUSTY

Rodzaj posiłku: potrawa z kiszonej kapusty, mogąca zastąpić chrzan
Podajemy: na stół zamiast chrzanu
Wegetariański: tak
Wegański: tak
Bezglutenowy: tak
Medycyna naturalna: składniki „chrzanu” wzmacniają Płuca i Żołądek
Ilość porcji: kilkanaście
Składniki: kiszona kapusta, cebula, majonez, majeranek, ewent. sól i pieprz do smaku
Przyrządy kuchenne: miska, ręczny blender

Składniki

300 g kiszonej kapusty odsączonej z soku
50 g białej lub żółtej cebuli, drobno posiekanej
3 czubate łyżki ulubionego majonezu
1 łyżeczka suszonego majeranku lub 1 łyżka świeżego (opcja)
sól i pieprz do smaku

Przygotowanie

  1. Do miski wrzucamy odsączoną z soku kapustę, dodajemy posiekaną cebulę, majeranek (jeśli dajemy) oraz majonez. Miksujemy do uzyskania jednolitej konsystencji, przypominającej utarty chrzan.
  2. Ewentualnie doprawiamy do smaku solą i pieprzem.
  3. Podajemy ozdobione świeżym majerankiem lub innymi ziołami.
  4. Pyszne i zdrowe 🙂

Uwagi

  1. Można przechowywać w lodówce, w zamkniętym słoiku, przez 3 dni.

Love,

                           Grainma

………………………
Opracowanie przepisu – pomysł i wykonanie: Mariola Białołęcka
Zdjęcia potrawy: Mariola Białołęcka, Copyright © by Mariola Białołęcka
II All rights reserved

Prosty placek jaglany z borówkami

Dziś rano w ogrodzie drzewa obsypane białym puchem, na jednej z gałęzi siedzi spokojnie, trochę jakby zaspana, popielato-ruda wiewiórka. Mamy zimę 🙂 Może tego nie wiecie, ale energetyczna zima trwa już od 15 listopada, i chociaż ten cykl nie pokrywa się z porami roku, to od dwóch tygodni mamy typowe oznaki zimy – śnieg, lód na szybach samochodów rano, przymrozki, a także inwazję drobnych zwierząt szukających schronienia na zimę w naszych mieszkaniach i domach 🙂 Nasze potrzeby też się zmieniły, zauważyliście? Teraz bardziej niż kiedykolwiek potrzebujemy czasu dla siebie, chcemy się zastanowić nad swoim życiem, czujemy niechęć do wychodzenia z domu. Interakcja z innymi nie jest już tak ważna, jak była latem, wolimy skupić się na rodzinie i wlasnych sprawach. Jest to naturalna reakcja naszego organizmu na tę porę roku. W świecie przyrody wszystko zamiera, soki roślin cofają się do korzeni i rośliny zapadają w zimowy sen, podobnie jak niedźwiedzie, jeże, susły i świstaki. U nas wygląda to podobnie, nasz metabolizm zwalnia, a większa część naszej energii  jest teraz zaangażowana w regenerację organizmu. To nie jest dobry czas, żeby nadmiernie wydatkowywać energię np. poprzez uczestniczenie w dużych projektach, przeprowadzki lub wydawanie znacznych sum pieniędzy podczas Black Friday 🙂 Jeśli teraz przekierujemy naszą energię na zewnętrzne działania, zabraknie jej na regenerację. Cykl zostanie przerwany i latem będziemy chorować.

Kiedy zaczyna się energetyczna zima, powinniśmy zadbać przede wszystkim o Nerki, które właśnie teraz będą miały dużo pracy, ponieważ aktywnie uczestniczą w procesie regeneracji naszego ciała. Zimą staram się wspierać mój organizm, jedząc więcej produktów pozytywnie oddziałujących na Nerki, takich jak proso, kasza jaglana, orzechy włoskie, fasola, a ostatnio także jajka, które zalecił mi lekarz. Pojawiają się co prawda u mnie sporadycznie, ponieważ wolę potrawy bez jajek, ale są tu pewne kwestie zdrowotne 🙂 Jajka, a konkretnie żółtka, wspomagają pracę Nerek i pomagają nam się zregenerować. Jeśli ktoś szuka produktów roślinych, które mają podobne działanie, choć nie tak korzystne, to polecam naszą poczciwą pokrzywę. Ja zimą często piję napar z tego wspaniałego zioła i przygotowuję różne potrawy z jego dodatkiem, jak np. Ziołowy kisiel z pokrzywy. Niemniej warto się najpierw skonsultować z lekarzem, czy w naszym przypadku jest ona wskazana 🙂

Listopad, grudzień oraz styczeń to miesiące, podczas których warto wybrać się na koncert muzyki klasycznej. Utwory Bacha, Mozarta, Chopina pomogą nam się nie tylko zrelaksować, ale też zregenerować. To także dobry czas na słuchanie lub czytanie na głos poezji, z tego samego względu – Mickiewicz, Słowacki, Blake i wielu innych. Trąci trochę myszką? Niekoniecznie, na temat dobroczynnego wpływu poezji, w tym trzynastozgłoskowca, napisano całe tomy. Udowodniono też, że muzyka klasyczna poprawia wegetację roślin, dlatego w wielu szklarniach, na przykład we Francji, można nie tylko obejrzeć piękne kwiaty, ale też posłuchać Beethovena czy Schuberta. Jeśli zastanawiacie się, jaki to ma związek z nami, przypomnę tylko, że kanały energetyczne Nerek mają swoje zakończenie w uszach, dlatego harmonijne dźwięki są tak ważne dla prawidłowego funkcjonowania tego wspaniałego, ale delikatnego narządu 🙂

Ciasto, które dziś przygotowałam, jest nie tylko smaczne i zdrowe, ale też łatwo je wykonać. Jestem pewna, że będzie się pojawiać w Waszych domach regularnie 🙂 Piekę je w wysokiej temperaturze, także dlatego, że lubię, kiedy jest lekko przypieczone, to też ma korzystny wpływ na nasz organizm, ale o tym następnym razem 🙂

Zapraszam!

Prosty placek jaglany z borówkami

Rodzaj posiłku: ciasto
Podajemy: do kawy, herbaty, można dodać konfiturę z jagód, ubitą śmietankę.
Wegetariański: tak
Wegański: nie
Bezglutenowy: tak
Medycyna naturalna: składniki ciasta wzmacniają Nerki, obniżają ciśnienie krwi
Ilość porcji: 12 – 15
Składniki: mąka jaglana, mąka kokosowa, masło, mleko sojowe, cukier, jajka, proszek do pieczenia, olejek waniliowy do ciasta, olejek z brazylijskich pomarańczy do ciasta, borówki amerykańskie.
Przyrządy kuchenne: szklane naczynie do zapiekania, robot kuchenny (mikser).

Składniki

300 g mąki jaglanej
50 g mąki kokosowej
110 g drobnego cukru
1 lekko czubata łyżka proszku do pieczenia
110 g masła
3 świeże, ekologiczne jajka
500 ml mleka sojowego (niesłodzonego)
1 łyżka olejku do ciasta z brazylijskich pomarańczy
1 łyżeczka olejku do ciasta waniliowego
300 – 500 g borówek amerykańskich

szklane naczynie do zapiekania, ok. 34 x 25 cm
masło lub inny tłuszcz do wysmarowania formy
mąka kokosowa do wysypania formy

Przygotowanie

  1. W dużej misce łączę mąkę jaglaną z mąką kokosową, cukrem oraz proszkiem do pieczenia.
  2. Rozpuszczam masło w kąpieli wodnej, odstawiam na bok.
  3. Nagrzewam piekarnik do 200°C z włączonym termoobiegiem (z grzałką tylną).
  4. Żółtka oddzielam od białek i wrzucam do osobnych większych misek. Do miski z żółtkami wlewam mleko sojowe, rozpuszczone masło oraz olejki do ciasta. Ubijam przez chwilę ręcznym robotem kuchennym (mikserem) i dodaję do suchych składników. Mieszam, a następnie przez chwilę ubijam, żeby nie pozostały żadne grudki.
  5. Osobno ubijam pianę z białek na sztywno, a następnie dodaję do połączonych wcześniej składników ciasta. Staram się ostrożnie łączyć pianę z masą, tak jak przygotowuje się biszkopt, zagarniajac kilkakrotnie od spodu. Chodzi o to, żeby piana nie zniknęła całkowicie w cieście.
  6. Przekładam do szklanej formy wysmarowanej masłem i wysypanej mąką kokosową. Na wierzch kładę borówki, lekko je dociskając do ciasta. Piekę przez 35 – 40 minut lub do momentu, aż patyczek włożony w środek ciasta pozostanie suchy.
  7. Wyjmuję od razu po upieczeniu i pozostawiam w formie do wystudzenia. Jest przepyszne! Polecam 🙂

Uwagi

  1. Przygotowywałam to ciasto wielokrotnie, za każdym razem z pozytywnym rezultatem. To ciasto zawsze się udaje 🙂  Niemniej warto pamiętać, że jeśli chcemy mieć pyszne, puszyste ciasto, ważna jest jakość składników. Im wyższa, tym lepsze ciasto. Jeśli użyjesz świeżych jajek ekologicznych, świeżego masła od ekorolnika, a do tego dasz mąkę organic, różnica w jakości ciasta będzie wyraźna 🙂

 

Smacznego!

                      Wasza Grainma

 

………………………
Opracowanie przepisu – pomysł i wykonanie: Mariola Białołęcka
Zdjęcia potrawy: Mariola Białołęcka, Copyright © by Mariola Białołęcka
II All rights reserved

Hummus z czerwonymi warzywami

Dawno mnie tu nie było – przez ten czas w moim w życiu zaszło wiele zmian i zaczęłam inaczej patrzeć na różne sprawy. Z pewnością wpłynie to na tematy poruszane na blogu oraz przepisy. Myślę, że znów Was zaskoczę, mam nadzieję, że pozytywnie 🙂 Mniej będzie Pięciu Przemian, więcej prostszych, łatwiejszych do przygotowania przepisów i nieskomplikowanych zasad zdrowego życia 🙂 Zapraszam ponownie!

Dziś na rozgrzewkę coś bardzo prostego, pyszny winno-dymny hummus z dodatkiem czerwonych warzyw, chili i wędzonej papryki. Ciecierzycę połączyłam tu z pieczonymi burakami oraz kiszoną czerwoną kapustą, dzięki której uzyskałam głębszy, lekko winny smak. Ten hummus zachwycił całą moją rodzinę! Burak to jedno z tych warzyw, które powinny być często obecne w menu osób odżywiających się wegańsko lub wegetariańsko, podobnie jak inne warzywa korzeniowe – marchew, seler, pietruszka, rzepa, brukiew, rzodkiew, słodki ziemniak czy skorzonera. Warzywa te dojrzewają w ziemi, zawierają więc mnóstwo składników odżywczych, poza tym wpływają korzystnie na pierwszą czakrę – tzw. czakrę korzenia. Oznacza to, że nas ugruntowują i pomagają podejmować decyzje – dobre dla nas, a nie dla kogoś innego. Jeśli pierwsza czakra (ośrodek energetyczny) nie pracuje prawidłowo, zazwyczaj mamy problem z granicami. Jest to generalnie problem społeczeństw zachodnich, które żyją w oderwaniu od natury i od swoich prawdziwych potrzeb. Przy takiej ilości bodźców, którymi jesteśmy codziennie bombardowani, łatwo zagubić swoje prawdziwe ja. Zwłaszcza, jeśli ktoś spędza dużo czasu w mediach społecznościowych, gra w gry lub ogląda film za filmem na takich platformach jak Netflix czy Player. Osobiście też oglądam, nie mam nic przeciwko dostępności do rozrywki w takiej formie. Jednak może to być spory problem, jeśli nie potrafimy siebie kontrolować i stawiać granic. Pozbawieni kontaktu ze sobą, nieugruntowani stajemy się łatwym celem dla innych, którzy nie zawsze mają dobre zamiary. Umieć/być w stanie powiedzieć: „nie”, jest czymś naprawdę ważnym. Oczekuje się od nas, że będziemy mili i grzeczni dla wszystkich, że pomożemy każdemu. Szczególnie ludzie medytujący mają z tym problem, a także ludzie wychowani w domach, gdzie przeważały wartości humanitarne. Przez te wartości można nie być w stanie ocenić prawidłowo sytuacji i w rezultacie wpuścić do domu ludzi, którzy nas skrzywdzą. Osoby, które jedzą mięso, są lepiej ugruntowane, mają w sobie więcej agresji i potrafią w związku z tym lepiej siebie chronić. Wegetarianie i weganie, zwłaszcza jeśli uprawiają jogę lub medytują, mogą mieć z tym duży problem, ponieważ rozpuszczają swoje ego. Mówię to na podstawie osobistych doświadczeń, a także na podstawie obserwacji zachowań medytujących przyjaciół. Chodzi o to, że kiedy jemy mięso, jest ono wolniej trawione i dłużej pozostaje w przewodzie pokarmowym. W rezulacie nasza energia pozostaje dłużej w dolnej części ciała i pomaga nam się ugruntować. Jeśli więc chcecie lepiej chronić siebie i swoje rodziny, a nie chcecie jeść mięsa, jedzcie więcej białka roślinnego – tofu, fasoli, orzechów, a także jajek i nabiału w przypadku diety wegetariańskiej, ponieważ to podobnie działa. Jedzcie też więcej chili, czosnku, imbiru, rozmarynu, które sprawią, że będziecie silniejsi i łatwiej będzie Wam mówić „nie”. Zarówno białko, jak i w/w przyprawy wyostrzają nasze zmysły i poprawiają działanie pierwszej czakry, która ma ważne zadanie – ma nas chronić. To dzięki tej czakrze od razu czujemy, że coś nam zagraża i przechodzimy w tryb walki. Ta czakra chroni nasze życie i pomaga nam przetrwać. Jeśli ktoś ma problemy finansowe, to znaczy, że u tej osoby pierwsza czakra nie funkcjonuje prawidłowo. Jest wiele ćwiczeń poprawiających działanie tego ośrodka energetycznego, ale też ważny jest odpowiedni sposób odżywiania się. Zawsze kiedy czujecie się zdezorientowani czy też wytrąceni z równowagi, zjedzcie posiłek zawierający dużą ilość białka, taki jak na przykład dzisiejszy hummus – to naprawdę pomaga 🙂

Zapraszam na przepis!

Hummus z czerwonymi warzywami

Rodzaj posiłku: hummus, potrawa ze strączków i warzyw
Podajemy: polane odrobiną oleju, z pieczywem, jako nadzienie do naleśników, do pierogów, jako dodatek do obiadu
Wegetariański: tak
Wegański: tak
Bezglutenowy: tak
Medycyna naturalna: składniki tego hummusu wzmacniają serce i układ krążenia oraz Pierwszą Czakrę
Ilość porcji: 3 – 4
Składniki: ciecierzyca, buraki, kiszona czerwona kapusta, chili, oregano, pieprz kolorowy, zatar, sól, wędzona papryka, olej do pieczenia, tahina, olej sezamowy.
Przyrządy kuchenne: naczynie do zapiekania z pokrywką, mikser lub ręczny blender

Składniki

1 i 1/2 czerwonego buraka średniej wielkości – ok. 250 – 280 g, (patrz: Uwagi)

Przyprawy do pieczenia buraków

3/4 łyżeczki wędzonej papryki
1 łyżeczka suszonego oregano lub tymianku
1/2 łyżeczki płatków chili
szczypta soli oraz kolorowego pieprzu (lub innego)
1 i 1/2 łyżki oleju do pieczenia

Pozostałe składniki

180 g ugotowanej ciecierzycy
2 czubate łyżki kiszonej czerwonej kapusty, odsączonej
1 lekko czubata łyżka gęstej tahiny lub dwie łyżki płynnej
1 średni ząbek czosnku, rozdrobniony
1 łyżka oleju sezamowego lub innego (jeśli dajemy płynną tahinę, nie jest to konieczne)
1 łyżka soku z czerwonej kiszonej kapusty
sól oraz kolorwy pieprz do smaku
zatar do posypania po wierzchu (opcja)

Przygotowanie

  1. Nagrzewamy piekarnik do 200°C.
  2. Do naczynia do zapiekania wlewamy olej. Buraki myjemy (skórki nie zdejmujemy), kroimy na pół lub na cztery części, łączymy z olejem i przyprawami. (patrz: Uwagi). Najlepiej zrobić to w ten sposób, że obtaczamy buraki olejem, układamy w naczyniu do zapiekania, a następnie posypujemy przyprawami.
  3. Naczynie do zapiekania przykrywamy. Pieczemy buraki około 30 – 40 minut. Wyjmujemy z piekarnika, studzimy i zdejmujemy skórkę.
  4. Do miski wrzucamy buraki, ciecierzycę, kiszoną kapustę, tahinę i czosnek, wlewamy olej sezamowy (opcja) oraz sok z czerwonej kiszonej kapusty. Miksujemy do uzyskania jednolitej konsystencji, najlepiej za pomocą ręcznego blendera. Można dodać 1 – 2 łyżki wody, jeśli lubicie rzadszy hummus. Doprawiamy do smaku solą oraz pieprzem.
  5. Przekładamy do miseczki, ozdabiamy świeżymi ziołami, kwiatami, polewamy odrobiną oleju i posypujemy zatarem (opcja). Jest najlepszy, kiedy trochę się „przegryzie” 🙂

Uwagi

  1. Ja zazwyczaj piekę dużo buraków jednorazowo, część zużywam do hummusu, a resztę później do kremu z buraków lub jakiejś pasty. Piekarnik zużywa sporo energii, więc to byłoby nieekonomiczne, żeby piec 1,5 buraka 🙂
  2. Jeśli chodzi o przyprawy i olej, po prostu zwiększam ilość proporcjonalnie, w zależności od wagi buraków.
  3. Jeśli chcemy bardziej kwaśny hummus, można dodać jeszcze jedną łyżkę soku z kiszonej czerwonej kapusty lub sok z cytryny, także wtedy kiedy nie mamy soku z czerwonej kapusty.

Love,

                         Grainma

………………………
Opracowanie przepisu – pomysł i wykonanie: Mariola Białołęcka
Zdjęcia potrawy: Mariola Białołęcka, Copyright © by Mariola Białołęcka
II All rights reserved

 

Lekki torcik z kaszy gryczanej na aquafabie

W tym pysznym torciku nie ma nawet odrobiny jajka, a jest puszysty i lekki. Przełożyłam go delikatnym kremem z marchewkowej jaglanki – cudownie kremiastym, który smakuje jak najprawdziwszy krem do tortu, chociaż przygotowywany jest na bazie kaszy. Całość rozpływa się w ustach – bez glutenu, bez jajek i bez produktów mlecznych. Ciemny kolor tego tortu nie pochodzi z kakao czy karobu, tylko z kaszy gryczanej palonej (ciemnej) oraz z cukru kokosowego. Według nas (mojej rodziny i mnie) wygląda przepięknie – a na półce w lodówce wręcz zjawiskowo. Bardzo nam smakuje, mam nadzieję, że Wam też się spodoba 🙂 Nie przygotowuję ciast czy tortów z kaszy ze względu na modę, ani też dlatego, że chcę wykazać się kreatywnością, po prostu uważam, że kasze są dużo zdrowsze niż mąka. Zawierają one przecież całą gamę niezbędnych nam do życia składników odżywczych z tego względu, że podczas produkcji kasz ziarna zbóż lub pseudozbóż pozbawia się jedynie łuski oraz zarodka, pozostawiając okrywę, która zawiera wiele cennych dla zdrowia składników. Dodajmy, że tę właśnie okrywę usuwa się, żeby wyprodukować mąkę, czyli tzw. produkt oczyszczony. W takiej sytuacji ja zdecydowanie wybieram mąkę z kaszy, a Wy? 🙂

Gdybyśmy chcieli spojrzeć na ten torcik z perpektywy zdrowotnej, to warto wiedzieć, ze kasza gryczana, której jest tu najwięcej, stanowi bardzo dobre źródło manganu, magnezu, fosforu oraz miedzi. Badania wykazały, że regularne spożywanie kaszy gryczanej chroni nas przed powstawaniem kamieni żółciowych, a także przed rakiem jelit i piersi. Ponadto korzystnie wpływa na serce i układ krwionośny oraz pomaga regulować poziom cukru we krwi, co jest korzystne dla diabetyków. Według Tradycyjnej Medycyny Chińskiej z kolei  kasza gryczana usuwa wilgoć z ciała i jest polecana osobom, które chciałyby zredukować wagę ciała. TMC uważa, że główną przyczyną nadwagi jest nagromadzenie wilgoci w ciele, przez co narządy nie mogą prawidłowo wykonywać swojej pracy. Wygląda więc na to, że jedząc ten torcik, za bardzo nie zgrzeszymy 🙂 Osoby, którym jest ciągle gorąco, też powinny jeść często kaszę gryczaną, ponieważ ma ona właściwości chłodzące i pomaga usunąć z ciała nadmiar gorąca. Polecam zwłaszcza osobom, które mają stresujący czas w życiu, ponieważ to najczęściej stres powoduje, że nasz organizm się przegrzewa i trudno nam wtedy złapać równowagę.

I taki oto super torcik dziś na blogu Grain Kitchen 🙂

Zapraszam na przepis!

Puszysty torcik z kaszy gryczanej

Bez glutenu, bez jajek, bez mleka,  bez białego cukru i bez kakao
TMC – Usuwa wilgoć z ciała oraz gorąco, pomaga zrównoważyć nastrój

IMG_0501web

Do przygotowania tego torciku użyłam płynu, którym zalana jest ciecierzyca w puszce, czyli tzw. aquafaby (trzeba uważać, żeby nie kupić ciecierzycy gotowanej na parze, bo w takiej puszce nie ma płynu). Płyn ten (zalewę) po odcedzeniu ciecierzycy, można łatwo ubić i może on zastąpić białka (także jajka) w cieście, sprawiając, że ciasto ma puszystą i lekką konsystencję tak, jakbyśmy dodali do niego pianę z ubitych białek. Dobrym rozwiązaniem okazało się też użycie bananów, które dodały jeszcze więcej lekkości tym gryczanym blatom. Aqufaba aquafabie nierówna, to znaczy, że puszystość torciku zależy tu od jakości zalewy z cieciorki. Niektóre lepiej się ubijają – czyli jest więcej piany – inne słabiej. Jeśli trafi się nam puszka z gorszą aquafabą, blaty mogą słabiej wyrosnąć i będą odrobinę mniej puszyste.

Składniki

I. Blaty do tortu –  3 blaty

(użyłam tu do pieczenia rantów cukierniczych o średnicy 14 cm. Można użyć dwóch tortownic o średnicy 18 – 20 cm, tort będzie się wtedy składał z dwóch blatów)

  • 350 g dojrzałych bananów (najlepiej wybrać takie, które mają brązowe plamki na skórce), obranych ze skórki
  • 200 g zmielonej na mąkę, ciemno palonej kaszy gryczanej
  • 70 g cukru kokosowego
  • 1 łyżka zmielonego siemienia lnianego
  • 1 łyżeczka zmielonego cynamonu
  • szczypta soli
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • 1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
  • 125 ml śmietanki sojowej
  • 1 łyżka soku z cytryny
  • 60 ml oleju słonecznikowego tłoczonego na zimno lub oleju z pestek winogron
  • 100 ml soku z jabłek – tłoczonego, nie z koncentratu
  • 10 łyżek aquafaby (chyba że w puszcze jest tylko 9 – to też będzie OK)
  • 6 łyżek cukru pudru kokosowego (wystarczy zmielić cukier kokosowy w młynku)
  • olej i mąka do wysmarowania blatów

II. Krem jaglany z marchewkowej jaglanki

  • 200 g kaszy jaglanej, suchej
  • 250 ml soku z marchwi, najlepiej ekologicznej
  • 1/2 laski cynamonu cejlońskiego (ok. 2,5 cm)
  • 1 anyż gwiazdkowaty
  • 1/3 łyżeczki ziaren czerwonego pieprzu (opcja), rozdrobnionego lub w całości
  • 250 ml mleka sojowego
  • 1 łyżka świeżo wyciśniętego soku z pomarańczy
  • świeżo otarta skórka z jednej średniej pomarańczy
  • 100 ml soku jabłkowego, tłoczonego, nie z koncentratu
  • 1 łyżeczka świeżo otartej skórki z pomarańczy
  • 60 ml rozpuszczonego oleju kokosowego
  • 3 – 4 łyżki cukru
  • 200 ml gęstej śmietanki kokosowej, nadającej się do ubijania

Przygotowanie

        I. Przygotowanie blatów

  1. Rozgrzewam piekarnik do 180°C, z włączonym termoobiegiem, i przygotowuję ranty (tortownice). Każdy z osobna smaruję olejem i wysypuję mąką kokosową (najlepiej) lub inną bezglutenową. Każdy rant stawiam na papierze do pieczenia i zawijając papier, staram się, żeby przylegał jak najbliżej rantu. Następnie stawiam ranty na kawałku folii aluminiowej i owijam ranty folią, tak żeby papier i folia nie odpadły z rantu.
  2. Banany rozgniatam widelcem w misce jak najdrobniej, jeśli gdzieniegdzie zostaną nieduże nierozgniecione do końca kawałki, nie jest to problem.
  3. Do osobnej, dużej miski wrzucam po kolei: kaszę gryczaną zmieloną na mąkę, cukier kokosowy, siemię lniane, cynamon, sól, proszek do pieczenia i sodę oczyszczoną. Mieszam, tak żeby składniki dobrze się połączyły.
  4. Do kolejnej miski wlewam śmietankę sojową i dodaję 1 łyżkę soku z cytryny. Odstawiam na bok na kilka minut, do momentu, aż śmietanka się zagęści. Wlewam sok z jabłek i olej. Mieszam, dopóki składniki się nie połączą, odstawiam na bok.
  5. Do ostatniej już miski wlewam aquafabę i zaczynam ją ubijać ręcznym mikserem, najpierw na małych obrotach, stopniowo je zwiększając. Aquafaba będzie gotowa, jeśli na końcówkach do ubijania piany utworzy się niewielki stożek z piany, który będzie zachowywał swój kształt, i piana nie będzie wypadać z przechylonej lekko miski. Do ubitej piany dodaję cukier, najpierw dwie łyżki, i ubijam pianę, aż cukier połączy się z pianą, a następnie dodaję kolejne dwie łyżki i znów ubijam i na koniec dodaję ostatnie dwie i znów krótko ubijam, żeby się połączyły z resztą.
  6. Kiedy piana z aquafaby jest gotowa, zaczynam łączyć ze sobą składniki. Najpierw dodaję mokre składniki do suchych i dokładnie je ze sobą łączę, a następnie dodaję do powstałej w ten sposób masy przygotowane wcześniej banany i mieszam, dopóki składniki nie połączą się w jednolitą masę. Na koniec dodaję ubitą aquafabę i staram się ją połączyć z ciastem w podobny sposób, jak przygotowuje się biszkopty –  delikatnie zagarniam kilkakrotnie ciasto od spodu, starając się, żeby piana połączyła się z resztą, ale żeby nie zniknęła w cieście. Masa powinno być puszysta.
  7. Przekładam do rantów (lub tortownic), piekę w temperaturze 180°C, z włączonym termoobiegiem, przez 60 minut. Po tym czasie wyłączam ogień, ale zostawiam blaty jeszcze przez 5 minut w piekarniku. Wyjmuję z piekarnika i zostawiam w rantach jeszcze przez kolejne 10 minut. Na koniec wyjmuję z rantów i zostawiam do ostudzenia.

II. Przygotowanie kremu do tortu

  1. Do garnka wrzucamy kaszę jaglaną i wlewamy sok z marchwi, a następnie dodajemy po kolei: cynamon cejloński, anyż gwiazdkowaty, czerwony pieprz (całe ziarna lub roztarte – oczywiście, jeśli się zdecydujemy dodać pieprz), mleko sojowe, sok z pomarańczy oraz skórkę pomarańczową i na dużym ogniu doprowadzamy do wrzenia pod przykryciem.
  2. Kiedy zacznie się gotować, zdejmujemy pokrywkę i pozwalamy, żeby kasza gotowała się przez 20 sekund. Następnie zmniejszamy ogień, przykrywamy garnek i gotujemy przez 20 minut na małym ogniu. Dobrze jest zamieszać kilka razy przez pierwsze 5 minut (ostrożnie zdejmując pokrywkę, żeby się nie oparzyć), bo ma tendencję do przywierania do garnka.
  3. Po ugotowaniu studzimy kaszę przez 2 – 3 minuty, a następnie przekładamy do pojemnika malaksera (można też zblendować ręcznym mikserem) i miksujemy do uzyskania jednolitej konsystencji. Trzeba to zrobić jak najszybciej po ugotowaniu, ponieważ, kiedy kasza przestygnie, już nie można osiągnąć takiej kremiastej, delikatnej konsystencji.
  4. Następnie dodajemy sok jabłkowy oraz świeżo otartą skórkę z pomarańczy i ponownie miksujemy, aż składniki dobrze się połączą. Na koniec cukier i olej kokosowy i znów miksujemy do uzyskania jednolitej konsystencji. Kaszę przekładamy do miski, przykrywamy miskę ściereczką i zostawiamy do całkowitego ostudzenia.
  5. Kiedy wystygnie, ubijamy w osobnej misce śmietankę kokosową przez 4 minuty, żeby była puszysta, i partiami wrzucamy do niej wystudzoną kaszę, przez cały czas ubijając całość. Następnie wkładamy do lodówki na godzinę, żeby krem zgęstniał.

III. Łączenie warstw

  1. Na talerz/paterę/papier wykładamy pierwszy wystudzony blat gryczany i nakładamy na niego schłodzony w lodówce, gęsty krem. Na krem nakładamy kolejny blat, a na niego kolejną warstwę kremu. Jeśli krem trochę wystaje poza obręb blatów, można to wyrównać nożem. Po złożeniu wszystkich warstw  wstawiamy tort do lodówki, najlepiej na noc, żeby krem uzyskał odpowiednią konsystencję i żeby warstwy dobrze się ze sobą połączyły. Przed podaniem ozdabiamy górny blat, na przykład owocami, kwiatami czy też lukrem lub rozpuszczoną białą czekoladą. Można też tort oprószyć cukrem pudrem – wszystko to pasuje do naszego torcika gryczanego i stanowi z nim pyszną całość 🙂

Smacznego!

                               Wasza Grainma

IMG_0515web

Mniam, mniam 🙂

………………………………………..
Opracowanie przepisu – pomysł i wykonanie: Mariola Białołęcka 
Zdjęcia potrawy: 
Mariola Białołęcka  Copyright © 2018 by Mariola Białołęcka || 
All Rights Reserved

Pasztet z selera i białej kapusty

Uwielbiamy ten pasztet całą rodziną 🙂 Jest nie tylko smaczny, ale też bardzo odżywczy, a do tego  zawiera składniki, których nie może zabraknąć w wegańskim odżywianiu się. Przede wszystkim dodałam do niego orzechy włoskie, które mają zbawienny wpływ na nasz organizm i jako jeden z niewielu produktów roślinnych są w stanie zastąpić jajka i niektóre rodzaje mięsa oraz ryb. Nazywam je „orzechowymi jajkami”, ponieważ mają one podobne właściwości jak jajka kurze. Jednak nie chodzi tu tylko o to, że orzechy włoskie są bardzo odżywcze. Dodaję je często do moich wegańskich potraw, ponieważ orzechy te wzmacniają najbardziej podstawowe źródło naszej życiowej energii, które Medycyna Wschodu nazywa jing. Tak naprawdę jing to według dawnej medycyny najcenniejszy składnik naszego organizmu, który należy chronić i wzmacniać za wszelką cenę, ponieważ to właśnie od niego zależy nasz rozwój, zdrowie, płodność i poziom życiowej energii, bez której ciężko coś przecież osiągnąć 🙂 Wschodnie jing możemy porównać do naszego  zachodniego DNA, ale nie jest ono dokładnie tym samym, co DNA, jest czymś bardziej złożonym. Nie chciałabym Was tutaj zamęczać szczegółowymi naukowymi wyjaśnieniami, bo mogłoby to zająć kilka stron 🙂 ale naprawdę warto zapamiętać, że kiedy przestajemy jeść mięso, ryby oraz nabiał, które regenerują nasz organizm (w tym jing), powinniśmy dość często jeść produkty roślinne, które podobnie oddziałują na nas i wzmacniają nasze jing – takie jak na przykład: orzechy włoskie, karczochy, pokrzywa, wodorosty. Jest to nawet bardziej istotne, jeśli w naszym życiu jest dużo stresu, ciężko pracujemy i nie mamy czasu na przygotowywanie zdrowych posiłków. Zasoby tej podstawowej energii zużywają się z wiekiem i są tylko w małym stopniu odnawialne, łatwo je więc wyczerpać i możemy już nigdy nie wrócić do poprzedniej formy.  Jing wpływa też na naszą płodność, ma związek z jakością nasienia i jajeczek, jeśli  więc jesteśmy weganami i myślimy o założeniu rodziny, warto spożywać więcej produktów, które wymieniłam wyżej, ale nie musi być tego dużo, wystarczy kilka potraw w tygodniu.

Więcej na temat jing napiszę w kolejnych postach, ponieważ jest to ważna kwestia, z którą warto lepiej się zapoznać. Dodam jeszcze tylko, że kiedy posiadamy dużo jing, starzejemy się wolniej i długo pozostajemy atrakcyjni fizycznie 🙂

Zapraszam na przepis 🙂

Pasztet z selera i białej kapusty

Rodzaj posiłku: pasztet warzywny
Podajemy z:  chlebem, ziemniakami; można użyć jako farszu do naleśników, pierogów
Wegetariański: tak
Wegański: tak
Bezglutenowy: tak
Pięć Przemian: składniki tej zupy wzmacniają Serce, Wątrobę, Śledzionę, Jelito Grube, Płuca, Nerki, Pęcherz
Ilość porcji: dwie keksówki pasztetu
Składniki: seler korzeniowy, cebula, biała kapusta, orzechy włoskie, mąka jaglana, mleko sojowe, mleko kokosowe (opcja), siemię lniane, nasiona chia, kolendra, kmin rzymski, liście laurowe, oregano, pieprz kolorowy, sól morska (ewent. kamienna), sos sojowy
Przyrządy kuchenne: malakser z tarczą do ucierania warzyw lub tarka, dwie keksówki, młynek do kawy (ziół)

Składniki

500 g obranego i oczyszczonego selera
300 g białej kapusty – oczyszczonej, bez głąba
2 średnie cebule
200 g orzechów włoskich łuskanych
10 g (1 łyżka) nasion chia, całych
100 g mąki jaglanej
20 g (4 łyżki) zmielonego siemienia lnianego
1 łyżeczka zmielonych liści laurowych
1 czubata łyżka oregano
1/3 łyżeczki zmielonego kolorowego pieprzu (lub innego)
1 łyżeczka zmielonej kolendry
1 łyżka soli morskiej (lub kamiennej)
2 łyżki sosu sojowego tamari (lub innego)
250 ml mleka sojowego
2 lekko czubate łyżki gęstego mleka kokosowego (ewent. 3 łyżki mleka sojowego)
125 ml wody

dwie keksówki – około 25 dł/11 szer./7 wys. każda
tłuszcz oraz mąka do wysypania keksówek – kukurydziana/kokosowa/jaglana

 

Przygotowanie

  1. Seler, kapustę oraz cebulę ścieramy za pomocą malaksera na tarczy o średnich oczkach (można też zetrzeć na tarce) i przekładamy do dużej miski.
  2. Orzechy mielimy bardzo drobno również za pomocą malaksera. Powinny być tak rozdrobnione, żeby powstała jednolita masa – mogą pozostać małe grudki, chodzi o to, żeby to było chociaż trochę „maziste” 🙂
  3. Rozdrobnione orzechy wrzucamy do miski z warzywami i łączymy wszystko razem, lekko rozcierając i ugniatając.
  4. Nasiona chia rozdrabniamy w młynku do kawy na proszek.
  5. Do osobnej miski wrzucamy mąkę jaglaną, rozdrobnione chia, siemię lniane, zmielone liście laurowe, oregano, zmielony kolorowy pieprz, zmieloną kolendrę oraz sól. Dokładnie mieszamy i dodajemy do miski z warzywami, a następnie łączymy ze sobą składniki, rozcierając wszystko i ugniatając.
  6. W osobnej misce łączymy ze sobą mleko sojowe, mleko kokosowe, wodę oraz sos sojowy i na koniec wlewamy płynne składniki do miski z warzywami. Mieszamy.
  7. Keksówki natłuszczamy i wysypujemy mąką kukurydzianą/kokosową/ jaglaną (ja użyłam kokosowej, ale jest wtedy wyczuwalny lekko słodki smak, osobiście lubię, ale nie wiem, czy każdemu będzie to pasowało).
  8. Masę na pasztet rozdzielamy na dwie części i napełniamy nią keksówki. Wstawiamy do piekarnika nagrzanego do temperatury 200°C. Pieczemy przez 60 minut z włączoną grzałką dolną i górną.
  9. Piekarnik wyłączamy, polewamy pasztet po wierzchu wodą (po 5 łyżek na keksówkę) i zostawiamy w piekarniku jeszcze na 10 minut. Wyjmujemy i pozostawiamy w keksówkach do wystudzenia. Pyszny, pyszny, pyszny! 🙂

          Uwagi

  1. Czasami dodaję niedużą garść namoczonej wcześniej suszonej żurawiny – ciekawe zestawienie smaków 🙂
  2. Pasztet przygotowałam z warzyw pochodzących z gospodarstwa ekologicznego 🙂

Love,

               Grainma

………………………
Opracowanie przepisu – pomysł i wykonanie: Mariola Białołęcka
Zdjęcia potrawy: Mariola Białołęcka, Copyright © 2020 by Mariola Białołęcka II
All rights reserved

 

 

Pełna smaków zupa z tartych warzyw

Weganizm jest obecny w moim życiu od wielu, wielu lat, testowałam przepisy wegańskie jeszcze wtedy, kiedy niewiele osób w Polsce znało to słowo 🙂 Później zostałam wydawcą książek o tej tematyce („Nakarmić duszę”, „Ubrać duszę” – gdzie są też moje przepisy) i wreszcie sama zostałam autorką książki „Zaskakujące tofu” i zaczęłam prowadzić bloga, gdzie większość przepisów jest wegańska. Dzięki mojej pracy zetknęłam się z wieloma osobami, które szukały dobrych przepisów wegańskich – smacznych, a równocześnie wzmacniających zdrowie i dających energię. Rozmowy z ludźmi, którzy byli weganami lub chcieli nimi zostać, wywarły wpływ na przepisy, które obecnie przygotowuję. Podczas tych rozmów często pojawiała się kwestia smaku warzywnych potraw, zwłaszcza zup. I chociaż minęło już kilka lat i powstało wiele przepisów wegańskich, widzę, że nadal jest sporo do zrobienia i wyjaśnienia, jeśli chodzi o wegańskie odżywianie się.  Przygotowując więc dzisiejszy przepis, chciałam pokazać, co zrobić, żeby zupy nie zawierające mięsa miały wyrazisty smak i dostarczały nam takiej energii, jakiej dostarczają te, które są gotowane na mięsnych wywarach. Zresztą nie tylko o zupy tu chodzi 🙂

Jeśli odżywiamy się głównie warzywami, owocami, strączkami, grzybami oraz orzechami, naszemu organizmowi po jakimś czasie zaczyna brakować ciepła, ponieważ produkty te w większości są wychładzające (zgodnie z Medycyną Wschodu). Tym bardziej że wiele osób chętnie sięga po chłodne lub zimne z natury awokado, szpinak, cukinię, ogórek oraz banany i spożywa je na surowo, a przecież są to produkty, które nawet na ciepło nie są łatwe do strawienia (według Medycyny Wschodu gaszą nasz ogień trawienny). Po jakimś czasie takiego stylu odżywiania się zaczynamy rozglądać się za kubkiem gorącego kakao z cynamonem oraz… ciepłym kocem i chociaż niechętnie się do tego przyznajemy, marzy nam się przytulny koc z wełny, który jak wiadomo najlepiej nas ogrzeje 🙂

Dieta warzywno-owocowa staje się problemem zwłaszcza wtedy, kiedy nie wiemy, jak zrównoważyć wychładzające działanie warzyw, owoców oraz strączków. Oczywiście jest to szeroki temat i trudno go przedstawić w krótkim tekście, ale warto pamiętać przynajmniej tyle, żeby do potraw warzywnych i owocowych dodawać często następujące przyprawy: czosnek, imbir, ziele angielskie, anyż gwiazdkowaty, cynamon, chilli, pieprz cayenne, bazylię, rozmaryn oraz cząber. Nie żałujmy też cebuli i porów. Poza tym ważne jest, żeby osoby na diecie wegetariańskiej, a przede wszystkim wegańskiej, spożywały więcej potraw gotowanych lub pieczonych. Dzięki temu organizm pozostanie w równowadze nawet w chłodne dni i wełniany koc nie będzie już potrzebny 🙂

Dzisiejsza zupa jest właśnie taką potrawą, która rozgrzeje serce i ciało nawet w bardzo zimowe dni 🙂 Pełno w niej rozgrzewających i pobudzających przypraw, jest też por, czosnek i cebula, które mają podobne działanie, a równocześnie jest całkiem dobrze zrównoważoną potrawą, ponieważ część składników, takich jak passata, jabłko czy seler, to produkty wychładzające. Niemniej zupa ta rozgrzewa i równocześnie przyspiesza metabolizm, podnosi też ciśnienie krwi, tak więc osoby, którym często jest gorąco, mają gorące dłonie i stopy (w nocy wysuwają stopy spod kołdry), mają nadciśnienie, powinny tę zupę spożywać okazjonalnie, ewentualnie w ogóle z niej zrezygnować.

Zazwyczaj przygotowuję „duży gar” tej zupy, ponieważ uwielbia ją moja rodzina i przyjaciele. Jest więc okazja, żeby się spotkać w większym gronie lub obdarować kilka osób tymi zdrowymi pysznościami. Zdrowymi także dlatego że przygotowuję ją z eko warzyw, które są pełne smaków, aromatów i mają piękny kolor, zwłaszcza marchewka i buraczki.

Zapraszam na przepis i zachęcam do wypróbowania – zupa ma wyrazisty smak i daje energię, której wszyscy potrzebujemy 🙂

Pełna smaków zupa z tartych warzyw

Rodzaj posiłku: zupa warzywna
Podajemy ze: śmietanką kokosową i świeżą bazylią
Wegetariański: tak
Wegański: tak
Bezglutenowy: tak
Pięć Przemian: składniki tej zupy wzmacniają wiele narządów: Serce, Wątrobę, Śledzionę, Jelito Grube, Płuca, Nerki, Pęcherz
Ilość porcji: dużo około 8 litrów zupy
Składniki: buraki, marchew, seler, pietruszka korzeń, cebula, por, czosnek, kolendra, kmin rzymski, liście laurowe, ziele angielskie, goździki, majeranek, pieprz kolorowy, sól himalajska, tofu naturalne, sos sojowy, kwaśne jabłka, passata, ocet winny
Przyrządy kuchenne: malakser z tarczą do ucierania warzyw lub tarka, duży garnek -10 litrów

Składniki

2 kg buraków (warzywa najlepiej eko)
1 kg marchwi
300 g korzenia pietruszki
400 g selera korzeniowego
2 duże cebule
1 por (biała i zielona część, ok. 20 cm)
3 duże kwaśne jabłka
1,5 łyżki nasion kolendry
1 łyżka nasion kminu rzymskiego
3 duże liście laurowe
7 dużych ziaren ziela angielskiego
7 dużych goździków
2 anyże gwiazdkowate
1 łyżeczka ziaren kolorowego pieprzu
2 czubate łyżki majeranku
4 łyżki oleju do smażenia
1 – 2 duże ząbki czosnku
400 g tofu naturalnego, pokrojonego na kawałki (6 – 8 kawałków)
2 łyżki soli himalajskiej grubo zmielonej
3 łyżki sosu sojowego tamari (bezglutenowego)
3 łyżki octu winnego jabłkowego
750 ml passaty bez dodatków
świeże listki bazylii
mleko/śmietanka kokosowa do polania po wierzchu
po 1 łyżeczce oleju słonecznikowego/z orzechów włoskich/lnianego na porcję

Przygotowanie

  1. Za pomocą malaksera – tarcza o średnich oczkach – ucieramy buraki, marchew, pietruszkę, seler, cebulę, por oraz jabłka na nieduże wiórki
  2. W młynku do kawy mielimy kmin rzymski i kolendrę.
  3. Rozgrzewamy niedużą patelnię i wrzucamy wszystkie suche przyprawy: zmieloną kolendrę i kmin rzymski, liście laurowe, ziele angielskie, gożdziki,  anyż gwiazdkowaty, pieprz oraz majeranek. Prażymy przez kilkanaście sekund na suchej patelni –  lekko nią poruszając od czsau do czasu – do momentu, aż zaczną pachnieć, i od razu przerzucamy do osobnej miseczki.
  4. Rozgrzewamy olej w dużym garnku, wrzucamy utarte warzywa z jabłkiem i mieszając podsmażamy około 2 – 3 minut,  dodajemy uprażone przyprawy, czosnek, tofu oraz sól i wlewamy wodę – taką ilość, żeby tylko przykryła warzywa.
  5. Garnek przykrywamy i gotujemy przez 20 minut od momentu zagotowania się wody.
  6. Wyjmujemy tofu, przekładamy do osobnej miski, a następnie wlewamy do zupy sos sojowy oraz passatę. Zupę ponownie zagotowujemy i gotujemy jeszcze przez 2 – 3 minuty.
  7. Zestawiamy z ognia, wlewamy ocet winny, mieszamy. Następnie odlewamy 2 szklanki zupy (sam płyn) i miksujemy razem z tofu. Powstałą w ten sposób śmietankę wlewamy do zupy, mieszamy. Ewentualnie doprawiamy całość do smaku świeżo zmielonym pieprzem, solą oraz octem winnym.
  8. Podajemy w miseczkach lub na talerzach polane śmietanką kokosową i odrobiną oleju tłoczonego na zimno (np. słonecznikowego, z orzechów włoskich lub lnianego), z dodatkiem świeżej bazylii i ewent. innych ziół.

Pyszna i rozgrzewająca 🙂

Uwagi

  1. Jeśli nie potrzebujecie takiej ilości zupy, zmniejszcie proporcjonalnie składniki, nadal będzie smaczna i zachowa swoje właściwości 🙂

 

Love,

                 Grainma

………………………
Opracowanie przepisu – pomysł i wykonanie: Mariola Białołęcka
Zdjęcia potrawy: Mariola Białołęcka, Copyright © by Mariola Białołęcka II
All rights reserved

Wegański omlet z cukinią i marchewką

Lubicie kurkumę? Dodajecie ją do wszystkiego, wierząc w jej zdrowotne właściwości? Jeśli tak, to chyba Was zaskoczę 🙂 Chociaż kurkuma wzmacnia układ trawienny, pomaga odbudować florę jelitową, uwalnia z zastoju i ma całe mnóstwo innych dobrych właściwości – na przykład leczy stany zapalne, oczyszcza krew oraz wątrobę, to jednak niektórym osobom może niestety zaszkodzić. Warto wiedzieć, że kurkuma rozrzedza krew, jeśli więc ktoś bierze lekarstwa rozrzedzające krew, powinien skonsultować się z lekarzem, zanim sięgnie po tę przyprawę/zioło. Z tego też powodu kobiety w ciąży również nie powinny dodawać za często kurkumy do potraw – jedynie niewielkie ilości od czasu do czasu. Dotyczy to także przyprawy curry, gdzie kurkuma jest jednym z głównych składników. Warto również pamiętać, że jako typowa hinduska przyprawa kurkuma jest dość mocno rozgrzewająca i wysuszająca. Jeśli więc ktoś ma gorące dłonie i stopy lub uderzenia gorąca, powinien omijać kurkumę szerokim łukiem 🙂 Tego typu przyprawy generalnie nie są zalecane dla kobiet 40+, lepiej używać kolendry, mięty, majeranku lub skórki cytrynowej (flavedo). Nie powinno się też spożywać potraw zawierających dużo kurkumy podczas miesiączki, ponieważ przyprawa ta porusza krew, może więc zwiększyć krwawienie.

Jeśli kurkuma jest obecna w Waszej kuchni w dużych ilościach – na przykład pijecie sporo „złotego mleka”, jesteście weganami i często dosypujecie ją do potraw, żeby nadać im „jajeczny” kolor – obserwujcie reakcje swojego organizmu. Jeśli stwierdzicie u siebie zawroty głowy, pieczenie dłoni i stóp, jeśli zaczniecie często budzić się w nocy i nie będziecie mogli później zasnąć, zaczniecie się nadmiernie pocić, także w nocy, lub będziecie mieli wysuszone i podrażnione oczy, w ogóle zrezygnujcie z kurkumy (i podobnie rozgrzewających przypraw – takich, jak np. imbir, czosnek, cynamon, ziele angielskie czy też liść laurowy). A nawet jeśli nie macie powyższych objawów, traktujcie kurkumę z szacunkiem 🙂 i ograniczcie jej ilość w potrawach. To bardzo silne zioło, ostatnio nadmiernie spożywane przez wiele osób (także w formie suplementów), które może mocno zaburzyć równowagę organizmu (jin-jang), jeśli nie będziemy uważni 🙂

A gdybyście chcieli stosować kurkumę terapeutycznie (leczniczo), najlepiej byłoby skonsultować się z lekarzem medycyny naturalnej, specjalizującym się w tego typu terapiach (lub fitoteraputą), który ustali odpowiednią dla Was dawkę dzienną i określi, czy w Waszym przypadku kurkuma jest w ogóle zalecana (warto na przykład zachować ostrożność w przypadku kamieni żółciowych, na co zwracał uwagę już dawno temu słynny lekarz Avicenna w swoim „Kanonie medycyny”).

Piszę o tym, ponieważ podobnie jak wiele innych osób, ja również uległam przez chwilę modzie – piłam często „złote mleko” i dodawałam duże ilości kurkumy do moich wegańskich potraw. Ostatnio jednak przestałam się z tym czuć komfortowo i zaczęłam się zastanawiać, czy rzeczywiście warto, skoro skutki dla organizmu mogą być aż tak opłakane? Postanowiłam więc ograniczyć spożycie kurkumy i zaczęłam szukać nowych rozwiązań. Dlatego też tym razem, przygotowując wegański omlet z tofu, zamiast kurkumy dodałam do niego marchewkę oraz cukinię i uzyskałam ciekawą w smaku potrawę, która przypomina omlet przygotowany na bazie jajek. Moi testerzy byli zachwyceni i przekonani, że jedzą omlet, jaki babcia serwowała im na śniadanie, kiedy byli  jeszcze dziećmi 🙂

Zapraszam na przepis!

Wegański omlet z cukinią i marchewką

Rodzaj posiłku: warzywny omlet
Podajemy z: chlebem, ziemniakami, ryżem, kaszą, z dodatkiem świeżych ziół i ewentualnie z pomidorowym lub majonezowym sosem
Wegetariański: tak
Wegański: tak
Bezglutenowy: tak
Pięć Przemian: składniki potrawy działają korzystnie na Wątrobę, Śledzionę, Jelito Grube oraz Płuca (wzmacniają odporność)
Ilość porcji: 1 – 2
Składniki: tofu naturalne, mleko sojowe, mąka ryżowa, skrobia ziemniaczana, cebula, marchewka, cukinia, siemię lniane, sok jabłkowy, proszek do pieczenia, soda oczyszczona, mleko sojowe, sól oraz pieprz
Przyrządy kuchenne: spiralizer (może też być tarka), mandolina (szatkownica), malakser, patelnia o średnicy 20 – 21 cm+ pokrywka

Składniki

60 g mąki ryżowej
30 g skrobi ziemniaczanej
1 lekko czubata łyżka siemienia lnianego
1/4 łyżeczki świeżo zmielonego zielonego pieprzu
1/2 łyżeczki soli
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
200 g tofu, rozdrobnionego
125 ml mleka sojowego + 2 łyżki
2 łyżki soku jabłkowego
pieprz oraz sól do smaku
80 g cukinii – „utartej” na makaron za pomocą spiralizera, ewent. startej na tarce
80 marchewki – „utartej” na makaron za pomocą spiralizera, ewent. startej na tarce
60 g cebuli, pokrojonej na talarki, najlepiej za pomocą mandoliny
2 łyżki oleju do smażenia + 1 łyżeczka
pieprz oraz sól do smaku

Przygotowanie

  1. W misce łączymy mąkę ryżową, skrobię ziemniaczaną (nie mąkę), siemię lniane, pieprz, sól, proszek do pieczenia oraz sodę. Mieszamy, żeby składniki dobrze się połączyły, a następnie wrzucamy do pojemnika malaksera.
  2. Dodajemy rozdrobnione tofu, mleko sojowe oraz sok jabłkowy i miksujemy do uzyskania jednolitej, gładkiej konsystencji. Odstawiamy na bok.
  3. Rozgrzewamy olej (2 łyżki) na patelni (powinna mieć średnicę 20 – 21 cm), wrzucamy cebulę i na dużym ogniu smażymy przez jedną minutę, mieszając od czasu do czasu, żeby się nie przypaliła. Dodajemy marchewkę oraz cukinię i smażymy przez dwie minuty pod przykryciem na małym ogniu, również mieszając od czasu do czasu. Warto dodać marchewkę i cukinię w tej właśnie formie – „utartą” na makaron za pomocą spiralizera – ponieważ dzięki temu omlet jest bardziej puszysty 🙂 Jednak możecie też po prostu zetrzeć warzywa na tarce 🙂
  4. Zestawiamy patelnię z ognia i wrzucamy masę z tofu i mąki, równomiernie ją rozprowadzając. Musimy działać szybko, ponieważ masa łatwo się ścina. Patelnię stawiamy ponownie na ogniu i smażymy omlet na średnim ogniu pod przykryciem przez 5 minut. Znów zestawiamy z ognia, zsuwamy omlet na talerz, a następnie nakładamy na niego patelnię (trzeba uważać, bo wszystko jest gorące i łatwo się oparzyć), odwracamy i smażymy drugą stronę omletu przez 4 minuty również pod przykryciem. Patelnię warto jeszcze wysmarować tłuszczem (1 łyżeczka), zanim nałożymy ją na omlet
  5. Podajemy od razu – z chlebem, ziemniakami, ryżem, kaszą, z dodatkiem ziół i ewentualnie z ulubionym sosem. Pasuje tu na przykład sos pomidorowy lub  majonezowy. Pychota! Musicie spróbować 🙂

Love,

                   Wasza Grainma

………………………
Opracowanie przepisu – pomysł i wykonanie: Mariola Białołęcka
Zdjęcia potrawy: Mariola Białołęcka, Copyright © by Mariola Białołęcka II
All rights reserved